Kobiece Biuro Detektywistyczne Warszawa

Kobiece Biuro Detektywistyczne Warszawa. Detektyw Kobieta. 

Telefon 535 440 037

"Specjalistki od zdrad"

Drżyjcie, niewierni mężowie! Oto kobiety, które wytropią każdy skok w bok. – Śledzimy aż do skutku – zapewniają Monika i Agnieszka z kobiecego biura detektywistycznego Femina.

Zdrada, oszustwo, kłamstwo. Fakt czy tylko podejrzenie? Jak to sprawdzić? Są sytuacje, w których kobieta czuje się zagubiona. Ale może mieć sojusznika: nas – mówią Monika i Agnieszka. – Kobieta detektyw jak nikt inny zrozumie panie, które cierpią przez mężczyzn. One najpierw myślą: „Nie będę się zniżać do takich metod jak śledzenie męża”. Potem jednak... „Skoro on okazał się draniem, może powinnam pokazać pazury?” Wtedy przychodzą do nas. Jedne płaczą, inne planują zemstę. Wszystkie – chcą mieć dowody zdrady. I my je im dajemy. Gdy potem patrzą na zdjęcia męża z kochanką, mówią: „Żałuję, że dopiero teraz się dowiedziałam. Straciłam masę czasu”.

Piątek, godzina 21. Wieczorny mrok rozjaśnia latarnia przed blokiem. Na osiedlowej uliczce parkuje granatowe kombi. Wysiada z niego mężczyzna w skórzanej kurtce. Szybkim krokiem wchodzi do budynku. Nie ma pojęcia, że jest obserwowany. Za chwilę w oknie na piętrze zapala się światło. A po chwili mężczyzna pojawia się na balkonie z młodą, atrakcyjną kobietą. Słychać strzępy ich rozmowy: „Nareszcie... kochanie, mam tylko godzinę!”. Teraz trzeba szybko zrobić zdjęcia. W mroku nikt nie widzi kobiety, która z ukrycia robi fotki „balkonowej” parze kochanków. On i ona się całują. On rozpina jej bluzkę...

Cztery dni wcześniej do warszawskiej agencji detektywistycznej Femina zgłasza się kobieta. Czterdzieści pięć lat, elegancka fryzura, w oczach łzy. Mąż ją zdradza – ona wie to od dawna. I już ma dość. Chce rozwodu, ale z orzeczeniem o jego winie. Przez dwadzieścia lat małżeństwa dorobili się domu, sieci sklepów. Straciła jego miłość, chciałaby przynajmniej zatrzymać majątek. – Poradziłam jej: „Szkoda łez. Czas na działanie”. Niebawem pani otrzymała od nas dowody niewierności męża. Poszła z nimi do sądu – opowiada Monika Matyszczak, właścicielka Feminy.

Zgrabna, wysportowana brunetka właśnie wróciła znad morza. Nie, żaden urlop. Śledzenie. – Zlecenie za zleceniem, lato to wysyp zdrad – tłumaczy. Wyjazd był udany. Pojechała ze współpracownikiem, udawali zakochanych, wynajęli w pensjonacie pokój obok tego, który zarezerwował „obiekt”. – Mieliśmy go na wyciągnięcie ręki. Zwłaszcza gdy wychodził na taras – cieszy się pani detektyw. „Obiekt” – mężczyzna po pięćdziesiątce – pojawił się z dwudziestoletnią dziewczyną. Ktoś mógłby pomyśleć, że ojciec zabrał córkę na wakacje. Tyle że „córka” tuliła się do „ojca”, siadała mu na kolanach. – Żona, która nas zatrudniła, dostała raport z kompletem fotek – mówi Monika, która teraz rozpracowuje dyrektora w dużej firmie.

Pan ten często wyjeżdża w „pilne delegacje”. – Przystojny, dobrze sytuowany. Dziewczyny lgną do niego jak muchy do miodu. Byłam za nim w dwóch takich delegacjach: na Kaszubach i Podhalu. Za każdym razem przyłapałam pana z inną kobietą. Wspólny pokój w hotelu, romantyczne spacery, pocałunki... Pan dyrektor nie jest wierny. Mało tego, odkryłam, że ma nieślubne dziecko, o czym zapomniał wspomnieć narzeczonej.

Oczywiście, nie zawsze podejrzenia się potwierdzają. – Czasem mam dobrą wiadomość dla klientek: mąż bierze nadgodziny albo jeździ na ryby. Częściej jednak kobieca intuicja nie zawodzi – zauważa pani detektyw.

– Niektórzy panowie są arcyostrożni. Trzy miesiące śledziłam lekarza jednej z prywatnych klinik. Po kilku tygodniach chciałam odpuścić, bo wydawało się, że jest czysty, ale żona była uparta: „Obserwujcie go, choćbyście mieli paść”. On dobrze się krył, a z kochanką spotykał się wyjątkowo rzadko. W końcu jednak wpadł. I to jak! Zrobiłam mu zdjęcia, gdy namiętnie całował się z młodziutką dziewczyną. Potem okazało się, że oprócz niego miała jeszcze dwóch sponsorów – opowiada Monika.

W biurze Feminy pracuje druga kobieta detektyw – Agnieszka, przyjaciółka Moniki.

– Przed każdą akcją czujemy przypływ adrenaliny. Najpierw obmyślamy strategię, jak dyskretnie zastawić pułapkę. Gromadzimy informacje, sprzęt – wylicza Agnieszka. Taszczą więc dyktafony, lornetki, aparaty fotograficzne, mapy Polski i Europy, GPS. – Nie rozstaję się z lustrzanką cyfrową. Cudo. Mogę nią nawet nakręcić film. Dobieram różne teleobiektywy. Standardowy mieści się w torebce. Długie „lufy” chowam w plecaku. Używam, gdy trzeba robić zdjęcia z dużej odległości – tłumaczy Monika.

Podsłuchy? Teraz mikrofony bywają tak małe, że da się je wszyć w kołnierzyk. Oczywiście, nam tego robić nie wolno – zaznacza. – Ale żonom jak najbardziej. Chętnie robią też użytek z kamer ukrytych w paczce papierosów lub w budziku w sypialni – wylicza pani detektyw.

W bagażniku swego auta (a raczej aut, bo ma ich kilka) zawsze trzyma kilka peruk, okulary, czapki, ubrania na każdą okazję: dżinsy, wieczorową sukienkę, dres. Nigdy nie wiadomo, gdzie trafi za parę godzin – do restauracji czy do klubu fitness. Zwykle stara się nie rzucać w oczy, ale kiedy trzeba, błyskawicznie robi się na bóstwo. I kusi, choć niechcący.

– Kiedyś obserwowałam pewnego mężczyznę na imprezie firmowej. On okazał się „czysty”, lecz od jego kolegi dostałam propozycję, byśmy poszli do mnie. Odrzuciłam – śmieje się detektyw w spódnicy.

– Mężczyźni, których śledzę, są zwykle majętni. Zdradzają więc „na bogato”. Kolacja w eleganckiej restauracji, pokój w luksusowym hotelu, pobyt w ekskluzywnym ośrodku... Raz tylko zdarzyła mi się taka sytuacja: biznesman w garniturze zabiera kochankę do swego drogiego samochodu. Po czym pędzi z nią, ordynarnie, do lasu. Widzę: auto się kołysze, szyby zaparowane. Wszystko jasne – kwituje Monika. Czasami jednak na tę jasność trzeba cierpliwie poczekać.

– Kiedyś zgłosiła się do mnie żona inżyniera, który często wyjeżdżał w interesach. Podejrzewała, że coś kręci. No to go obserwuję. Jadę za nim. „Pociągnął” mnie za sobą do innego miasta. Co się okazuje? Pan ma tu mieszkanie. Rano wychodzi z niego – sam. Może kochanka śpi? Dzwonię do drzwi, że niby mam ulotkę. Cisza. Drzwi „niewzruszone”, okna zamknięte. Po południu pan grzecznie wraca. Znów sam. I tak przez parę dni. Słabo. W sobotę mężczyzna nagle wyjeżdża. Pędzi jak wariat, wyprzedza na trzeciego. Ruszam w pościg. Za nic w świecie nie mogę go zgubić! W końcu on zwalnia w małej miejscowości. Wstępuje do kwiaciarni, wychodzi z różą. Mam go! Kwiat chyba nie dla cioci na imieniny? Podjeżdża pod jakiś dom, czule wita się z kobietą i kilkuletnim dzieckiem. Jest ciepło, czas spędzają na dworze, więc mam ich jak na widelcu. Obejmują się. Trzymają za ręce. Przytulają dziecko. Ja robię zdjęcia. I już wiem: ten mężczyzna prowadzi podwójne życie. Jego żona była tym zszokowana – wspomina Monika.

– A mnie już nic nie zszokuje. Ani wiek zdradzającego – najstarszy, którego tropiłam, miał 72 lata, a kochankę poznał na ogródkach działkowych – ani to, że do naszego biura coraz częściej pukają... przyszłe teściowe. Chcą sprawdzić mężczyzn, z którymi planują związać się ich córki – opowiada Agnieszka, detektyw z Feminy.

Wiosną przyjęła zlecenie od starszej kobiety. – Była przekonana: „Narzeczony mojej córki wcale jej nie kocha, jemu chodzi tylko o pieniądze”. Śledziłam go, wyglądało, że jest czysty. Moja klientka nie mogła się z tym pogodzić. Zaczęłam myśleć, że uprzedziła się do zięcia. Szydło wyszło z worka wtedy, gdy on wyjechał na szkolenie. Wieczory spędzał w towarzystwie atrakcyjnej brunetki. Myślałam, że to skok w bok. Ale prawda była inna. Na zakończenie szkolenia odbył się bankiet. Wkręciłam się tam i usłyszałam rozmowę pary. Wynikało z niej, że znają się od dawna i planują wspólną przyszłość. Chłopak obiecywał, że niebawem będą razem. Musi tylko dostać rozwód i przejąć połowę majątku żony. Starsza pani miała więc rację! Choć pewno wolałaby się mylić, bo po tym wszystkim jej córka wpadła w depresję – mówi Agnieszka.

– Pamiętam mężatkę, którą coś tknęło, gdy wsiadła do auta męża. On prowadził, ona oparła bosą stopę o deskę rozdzielczą. I poczuła pod palcami w głębienie. Odruchowo poszukała takiego samego pod drugą stopą. Było. Wyobraźnia podsunęła jej obraz pary uprawiającej seks w samochodzie: ona opiera o deskę nogi w szpilkach. Zrobiło się jej gorąco. Spojrzała na męża. Czy to możliwe? Wynajęła nas, by poznać prawdę. A później nie mogła się z nią pogodzić. Nie zapomnę jej reakcji, gdy zebraliśmy dowody: „Mój mąż i panienki na telefon? Kłamstwo! Przecież to ohydne, nie w jego stylu. To taki kulturalny, wykształcony człowiek” – tłumaczyła nam. Ale na zdjęciach widać, jak mąż wchodzi do agencji towarzyskiej albo zabiera spod niej do auta blondynkę w długim płaszczu. Jest też płyta opisana literami W.P., inicjałami stałej kochanki. Na to nasza klientka nie miała już siły. Stwierdziła: „Wyślijcie ją mojemu adwokatowi” – opowiada Monika. Namówiła tę załamaną kobietę na wizytę u psychologa.


– Miałam też klientkę z czwórką dzieci, którą mąż nie tylko regularnie zdradzał, ale i regularnie bił. Poradziłam, żeby nagrała taką scenę agresji. Wmontowała kamery w różne domowe sprzęty. On wrócił kiedyś od kochanki, ona miała właśnie dziecko na ręku, ale to nie przeszkadzało mu ją okładać. Nagrała to, wezwała policję, zabrali go i już nie był taki macho. Wspierałam ją, żeby znalazła w sobie siłę i uwolniła się od oprawcy. Udało się – mówi Monika.

– Moja praca to nieustanne uczestniczenie w ludzkich dramatach, ale nie zamieniłabym jej na inną – zapewnia pani detektyw. Kiedyś marzyła, że zasili kadry policji. „Ci to mają fajną pracę: pościgi, śledztwa, odciski palców”, myślała. Ale życie potoczyło się inaczej. Założyła rodzinę, urodziły się dzieci i marzenia prysły. – Lecz ciągnęło wilka do lasu. Po latach pracy w ubezpieczeniach trafiłam do agencji detektywistycznej. To było to! Zostałam asystentką detektywa. Pierwsze zlecenie? Miałam towarzyszyć koledze w akcji, uczyć się od niego. Zapewnił: „Skończymy o godz. 16, bo umówiłem się z kumplami na piwo”. Jakże się mylił! Sprawa znacznie się przedłużyła. Do domu wróciłam po dwóch dniach. Od tej pory już nie planuję, że w niedzielę pójdę z dziećmi do kina. Bo w tym czasie mogę wylądować w Grecji. Albo na łące pełnej mrówek – śmieje się Monika.


– Kiedyś śledziłam kochanków „ekologicznych”. Randkę odbyli na łące. Oni rozłożyli się na kocu, ja – na „gołej” trawie, dwieście metrów dalej. Leżę na brzuchu, robię zdjęcia i czuję, że coś po mnie chodzi. A przecież nie mogę ani krzyknąć, ani nawet się ruszyć. Tak mnie te mrówki pogryzły, że uroków natury mam dość do dziś. Do dziś też boli ją bark, uszkodzony podczas jednej z akcji. – Przykra sprawa. Zdarzył się rok temu, w biały dzień, na ulicy. Spokojnie śledziłam swój „obiekt”, gdy nagle zaatakował mnie mężczyzna. Chyba miał kiedyś na pieńku z detektywem, bo widok mojego aparatu tak go rozjuszył, że rzucił się na mnie z pięściami – wspomina Monika. Obroniła się, bo latami trenowała karate. Teraz pod okiem instruktora doskonali samoobronę. Przydaje się. – Raz musiałam się zmierzyć z dwoma potężnymi facetami, gdy ze „zwyczajnego” śledzenia niewiernego męża zrobiła się afera o nielegalne interesy. Nie mogę zdradzić szczegółów. W skrócie: policyjne posiłki były w drodze, ale nie mogłam czekać. Wyprzedziłam auto bandytów, zajechałam im drogę. Wyskoczyli z wozu. Pomyślałam: „Jak połamią mi moje nowe tipsy, pożałują!”. No i pożałowali. Po chwili obaj leżeli na ziemi, bezradni jak dzieci – opowiada Monika.


Agnieszka, jej wspólniczka, też jest po kursie samoobrony. – Ale najchętniej wykorzystuję „naszą broń kobiecą” – uśmiecha się zadbana, efektowna blondynka. Ostatnio oczarowała parkingowego na lotnisku.– Siedziałam w aucie pół dnia, w tropikalnym upale. On przyglądał mi się podejrzliwie, bałam się, że przez niego zawalę akcję. Zaczęłam grać załamaną kobietę, która śledzi niewiernego chłopaka. Uwierzył, przejął się, a w odpowiedniej chwili ułatwił mi szybki wyjazd z parkingu, bez kolejki.

– Wyobraź sobie, że muszę zajrzeć do nocnego klubu, gdzie obowiązuje selekcja, a właśnie weszli tam „moi” podejrzani. Kogo bramkarze chętniej przepuszczą: mnie czy kolegę detektywa? Albo: chcę poplotkować ze starszą panią na temat jej sąsiadki: czy mieszka sama, kto u niej bywa. Czy nie wzbudzę jej sympatii? Kiedy trzeba, umiem być przebojową bizneswoman albo klasyczną „blondynką”, której zginął piesek i teraz szuka go po całym osiedlu. Czasem trzeba podejść do śledzonego na wyciągnięcie ręki, na przykład w kawiarni usiąść przy stoliku obok. Ryzykowne? Grunt to zachowywać się normalnie i w obawie przed zdemaskowaniem nie zakrywać twarzy gazetą, bo wtedy wpadka jest murowana – śmieje się Monika. Również ze śmiechem przełyka pytanie, czy śledziła kiedyś swojego męża. – No cóż, szewc bez butów chodzi... – Monika zasłania się przysłowiem. – Ale tak poważnie: wolę jednak tropić cudzych niewiernych mężów. 

Źródło: Miesięcznik Claudia 2013r


Kobieca Agencja Detektywistyczna





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Detektyw24 Krzysztof Szaruga wystawia negatywne opinie o nas i innych detektywach a sam ma złe opinie w sieci internetowej.

Krzysztof Szaruga zatrzymany - czego Polacy szukają w internecie?

Dlaczego mężczyźni nie odchodzą od żon do kochanki - Komentarz Kobiety Detektyw